+7
Życie w podróży 17 sierpnia 2014 10:21
Gruzja

Więcej relacji na zyciewpodrozy.pl i fb.com/zyciewpodrozy

Termin: 22-27.06.2014r
Ilość osób: 1

Koszty:

Przejazd Lublin- Warszawa- Lublin- 60 zł (Contbus)
Przelot Warszawa- Kutaisi- Warszawa- 280 zł (Wizzair)
Marszrutka (bus) Kutaisi lotnisko- Kutaisi dworzec kolejowy - 5 Gel ok 9 zł
Pociąg Kutaisi-Tbilisi - 17 GEL - ok. 30zł
Marszrutka (bus) Tbilisi- Kazbegi 15 GEL (z postojami na fotki) -ok.27 zł
Marszrutka (bus) Kazbegi- Tbilisi 10 GEL (bez postojów
Bus Tbilisi- Sighnaghi - 6 GEL -ok.10 zł
Taxi Sighnaghi - Szlak winny- Tbilisi- 30 Gel -ok 55 zł
Pociąg Tbilisi-Zugdidi - 18 GEL -ok. 32 zł
Marszrutka (bus) Zugdidi- Mestia -20 GEL -ok.35 zł
Marszrutka (bus) Mestia- Kutaisi - 25 GEL -ok. 45zł
Taxi Kutaisi- Jaskinia Promoteusza- Lotnisko Kutaisi 8 GEL/os -ok 15 zł

Noclegi:

Kazbegi ( Nazi Guesthouse ) 35GEL//os ( z całodziennym wyżywieniem- ok 60 zł
Sighnaghi (Guesthouse Maia ) 30 GEL/os z całodziennym wyżywieniem- ok 55 zł
Mestia - ( Nano Guesthouse ) 35 GEL/os z całodziennym wyżywieniem- ok 60 zł

Suma kosztów (bez wyżywienia): ok. 800 zł/os

27 czerwca, kiedy wracałem z Gruzji, dowiedziałem się, że podpisała ona właśnie tego dnia umowę stowarzyszeniową z Unia Europejską. Jest to więc symboliczny krok do zmian, które jeszcze tu zajdą w najbliższym czasie. Mam jednocześnie nadzieję że to, co w niej piękne- ludzie, zwyczaje, miejsca- pozostaną jak najdłużej dziewicze.

Po przylocie do Kutaisi z Warszawy o 20:40 ( zmiana +2h do czasu Polskiego), marszrutką odjeżdżającą spod lotniska dojechałem do dworca kolejowego Kutasi I (5 GEL).



Mimo znalezionych w internecie informacji, jakoby pociąg odjeżdżał spoza Kutaisi, jest to zdecydowanie miejsce w obrębie miasta. Razem ze mną na pociąg nocny- kuszetkę do Tbilisi czekało jeszcze fajne małżeństwo Polaków. Dworzec wydawał się opuszczony, przez pewien czas zastanawiałem się nawet jak się do niego wchodzi a jedynym pozytywnym jego elementem był mały sklep całodobowy z wódką. Razem z nowymi znajomymi nie omieszkaliśmy go odwiedzić jeszcze kilka razy przed odjazdem. Pociąg odjechał punktualnie o 00:25- był to wagon doczepiony nieco później do większego składu, jadącego z Batumi. Mimo wcześniejszych ostrzeżeń wyczytanych na farach, ukazujących zadymiony, nie do wytrzymania duszny wagon, okazało się, że nikt tam nie palił a na dodatek w każdym 4 miejscowym przedziale z łóżkami jest coś co przypomina klimatyzator W cenie biletu można odebrać od kierownika wagonu pościel.



Około 06:30 dotarłem do Tbilisi. Spało się wygodnie i każdemu polecam tą formę transportu, jako alternatywę dla marszrutki, którą jedzie się mniej komfortowo i dociera do stolicy Gruzji ok 02:00 co wymaga organizowania noclegu i płacenia za niego. Nocny pociąg załatwia ten problem idealnie

Z dworca kolejowego, który jest raczej w dość opłakanym stanie (z wyjątkiem części kasowej),


od razu pojechałam metrem (0,5 Gel za przejazd- kupujecie plastikową kartę, którą doładowujemy dowolną kwotą w okienku kasy na każdej stacji. Każde przejście przez bramkę metra pobiera własnie 0,5 GEL) do stacji Didube, z której odjeżdżają m.in. busy do Kazbegi (inna nazwa to Stepancminda). Czekałem ok godziny, aż uzbiera się cały bus chętnych na ten kierunek i jak się okazało, byli to sami Polacy. Czekając na zebranie się kompletu, zaczęliśmy wymieniać się informacjami o planach, praktycznych informacjach itp. Od razu wytworzyła się między nami fajna atmosfera. Nikt nie gwiazdorzył, a na to jestem szczególnie uczulony. Na ludzi, którzy starają się stworzyć wrażenie, że wszędzie byli i juz wszystko widzieli Tu nikogo takiego nie było.

Do Kazbegi ruszyliśmy ok. 9:00 i jechalismy ok 3 godzin (cena 15 GEL). W międzyczasie zatrzymywaliśmy się w ciekawych miejscach na fotki- Jezioro Żinwalskie, nad którym znajduje się szesnastowieczna twierdza Ananuri, i robiącą niezwykłe wrażenie widokowe- pomnik... jak na ironię- przyjaźni rosyjsko- gruzińskiej. Tam koniecznie trzeba się zatrzymać. Widoki niezapomniane.







W międzyczasie namawiam resztę grupy na zatrzymanie się w Nazi GuestHouse, u której mam już zarezerwowany nocleg. Reszta grupy jeszcze nie raz będzie się podśmiewać, że mam jakiś gratis od Nazi za bycie naganiaczem Nazi okazuje się niezwykle sympatyczna gospodynią. Lokuje nas wszystkich- 7 osób w jednym pokoju. Od razu możemy też posmakować pysznych przekąsek, które dla nas przygotowała, zanim jeszcze wyjdziemy w trasę.



I tak po krótkiej regeneracji sił, jesteśmy gotowi na trasę do klasztoru Cminda Sameba. Droga zajmuje nam pieszo ponad godzinę, a wybieramy dosyć hardkorową drogę, bo w dobrym towarzystwie nawet trudna trasa jest jakby łatwiejsza. Co jakiś czas mijają nas samochody terenowe, w których zapewne zastanawiają się, po cholerę się tak męczyć na piechotę :)



Tuż przed szczytem spotykamy niezwykłą przylepę- przeuroczego psa, który okazał się świetnym obiektem do zdjęć. I nie prosił za to nawet o 1 GEL



Liczyliśmy na super widoki i takie też są, choć czujemy się nieco rozczarowani brakiem widoku górującego nad tym terenem Kazbegu. Mamy więc powód aby powrócić tu następnym razem. Klasztor, choć niewielki, ma w sobie jakąś niezwykłą aurę tajemniczości. Do środka można wejść tylko po przepasaniu się zakrywającym nogi materiałem, a kobiety dodatkowo z nakryciem głowy. Można je bezpłatnie pożyczyć na miejscu. W samym miejscu świętym panuje przejmująca cisza.



Przy okazji Kasia, która sama postanowiła odwiedzić Gruzję, opowiada nam 2 historie z jej udziałem, które przekonują, że kobieta samotnie podróżująca po Gruzji ( i zapewne w wielu innych miejscach też) musi być bardzo czujna.
Wracamy do Nazi w międzyczasie zahaczając o restauracyjkę, w której zamawiamy pierożki chinkali. Są pyszne. W centrum miasta kupujemy 5l butlę z rzekomo dobrym, czerwonym winem i czaczę. Wieczorem po przepysznej, obfitej kolacji, siedzimy do późnych godzin, bo Rafał postanowił ku uciesze nas wszystkich nauczyć nas gry w

Tryktraka (zwanego też Backgammon'em)- planszowej gry narodowej Gruzinów. Co chwile dolewamy wina, które do czasu dotarcia do Kachetii taszczymy jeszcze ze sobą, wierząc, że nie jest takie złe. Po Kachetii każde inne wino jest grzechem przeciwko winiarstwu

Wspaniali ludzie maja w sobie siłę przyciągania, dlatego zmieniam plany, i choć miałem zostać dzień dłużej w Kazbegi, postanawiam jechać z nowymi przyjaciółmi do Kachetii przez Tbilisi. W samym Tbilisi każdy z nas próbuje kupić na dworcu kolejowym interesujące nas połączenia na kolejne dni. Każdy, mimo tego, że na całym dworcu tylko 1 kasjer mówi po angielsku, ostatecznie załatwia sprawę po jego myśli. Większość pojedzie wieczornym pociągiem do Batumi, a ja wybiorę inna destynację.



Do Sighnaghi, jednej z najpiękniejszych jak się później okazało miejscowości w Gruzji docieramy marszrutką z dworca Samgori (kilka stacji metrem z dworca kolejowego)







i już na miejscu, po testowaniu u naszych gospodarzy - Mai i Geli, domowego wina ( najlepszego jakie do tej pory piłem, a niejedno już piłem wybieramy się na piechotę do Monastyru Bodbe, niedaleko Sighnaghi. To miejsce gdzie znajdują się relikwie Św. Nino i cudowne źródełko. Odradzam jednak schodzenie do samego źródła, jeśli coś poważnego Wam nie dolega, policzyliśmy z chłopakami - to ok 1300 stopni w obie strony. Poza tym na prawdę poważnie chory nie dotrze tam, po padnie po drodze :)



Koniecznie napijcie się wina po drodze z Bodbe do Sighnaghi w małej restauracyjce z zapierającym dech w piersiach widokiem na okolicę i góry Kaukazu.



Po powrocie, w związku z urodzinami Pawła, wspólnie biesiadujemy do późna przy towarzystwie tego najlepszego pod słońcem wina.

Następnego dnia super sprawa- przez naszą gospodynię, zamawiamy dla 5 osób (Kasia niestety musiała po śniadaniu wracać, bo tego dnia miała lot powrotny do domu trip taksówka po tzw. Wine Road. Ustalamy, że podstawiony będzie jakiś bus lub duży samochód, bo z kierowcą 6 osób to na zwykłą osobówkę za mało i jak się okazuje... przyjeżdża zwykły osobowy. Justyna na kolanach swojego chłopaka Pawła przejedzie w tej pozycji kilkugodzinny kawałek :)

Samo Wine Road okazuje się strzałem w dziesiątkę i każdemu to polecam. Za 30 GEL/os odwiedzamy oddalone o ok godzinę drogi 3 winiarnie, a w każdej z nich możemy posłuchać o historii wina, jego różnych smakach, procesie produkcji itp. Możemy również wypróbować różne smaki.



Nie trzeba być smakoszem win, żeby mimo to taki sposób zwiedzania okazał się na prawdę fajny.


Jedno z najlepszych win, jakie dotąd piłem.


Nowoczesny budynek winiarni

Po winiarniach jedziemy do Tbilisi, skąd po przepysznym obiedzie, reszta załogi wyjeżdżą pociągiem ok 18:30 w okolice Batumi, a ja zwiedzam Tbilisi. Mam na to ok 3 godzin Mam super pogodę (która z resztą towarzyszyła mi przez cały wyjazd) i z Placu Wolności, przy którym jedliśmy m.in pyszne chinkali i chaczapuri





udaję się pieszo pod monument Matki Gruzji, skąd rozpościera się genialna panorama, po czym kolejką gondolową zjeżdżam na dół do parku, przy którym znajduje się. m.in. "most- podpaska" - most pokoju oraz budynek w kształcie dwóch połączonych tub- teatr- już na ukończeniu budowania.







Docieram w końcu metrem na pociąg nocny- kuszetkę, gdzie razem z moimi poznanymi pierwszego dnia znajomymi jadę do Zugdidi. Pociąg wyjeżdża o godz. 21:10 a na miejsce dociera ok 06:25. Spod dworca odjeżdża już po chwili marszrutka do Mestii, stolicy Swanetii (20 GEL). Bagaże są zapakowane przez kierowcę na górny bagażnik. Nie jest zaskoczeniem, że to głównie turyści stanowią pasażerów busa. Jedzie z przerwami na zdjęcia (głównie przy robiącej oszałamiające wrażenie zapora Inguri- druga największa na świecie zapora łukowa), kierowca zabiera nas też do małej restauracyjki gdzie zamawia na swój koszt przepyszne gruzińskie placki z mięsem.

W Mestii jestem już ok 11:00- więc po 4 godzinach jazdy. Widoki po drodze powodują, że choć po kolejnym zdjęciu aparatem obiecuje sobie go wyłączyć, nie ma takie opcji W Mestii wybieram się po zameldowaniu w Nano Guesthouse, na 4 godzinną trasę trekkingową nieoznaczonym specjalnie szlakiem, po górzystych terenach. Swaneckie wieże robią jeszcze większa wrażenie na żywo. To koniecznie trzeba zobaczyć! Mestia jest czymś pomiędzy wsią a miastem, można tu spotkać zarówno ganiające po ulicach ( w Całej Gruzjii w zasadzie to częsty widok) krowy, świnie i kozy. Jest tu również bardzo nowoczesny budynek policji, co również jest charakterystyczne dla całego kraju. Nawet w mniejszych miejscowościach najbardziej okazałym budynkiem jest zazwyczaj komisariat policji.





















Nano Guesthouse to oddzielny temat. Bardzo dużo forów zawiera polecenia tego miejsca noclegu i w zasadzie ja równiez przyłączyłbym sie do tej opinii, gdyby nie to, że odniosłem wrażenie że właścicielką jest niezwykle oschłą, zasadniczą osobą. Spodziewałem sie uśmiechniętych pracowników i typowo "gruzińsko gościnnej" właścicielki. Tutaj było jednak zupełnie inaczej. Być może się mylę, ale Nino wydaje sie być jakimś lokalnym szefem zarządzającym całym transportem i zakwaterowaniem w Mestii. Sam nocleg, o ile jest w nowym budynku, jest bardzo jak na warunki Gruzińskie komfortowy. Jedzenie, choć również zachwalane przez innych, którzy już tu byli, mnie nie zachwyciło. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy może jest ze mną wszystko ok, skoro wielu mówi, że tu jest tak nadzwyczajnie. No, ale takie było moje szczere odczucie i nie będę udawał, że jest inaczej.

I mega pozytywny aspekt- poznałem u Nano kolejne fantastyczne osoby- 4 dziewczyny z Poznania, z którymi od razu złapałem świetny kontakt. Następnego dnia, tuz po śniadaniu, ok 7:00 wyjechaliśmy razem z Mestii do Kutaisi (25 GEL). Do wylotu z Kutaisi mieliśmy cały dzień (wylot 21:10), więc po dotarciu do centrum (choć dotarcie było cudem- kierowca o mały włos wszystkich by nas zabił z powodu swojej mega kłótni z innym kierowcą i prędkości, których żaden bus nie powinien w żadnych okolicznościach rozwijać a tym bardziej nie na Gruzińskich drogach) i pozostawieni bagażu w ... sklepie spożywczo-przemysłowym udaliśmy się do... tak wiem to straszne- do McDonalda a potem do nieopodal położonego parku, aby chwile odpocząć, siedząc w cieniu i delektując się wspólnym towarzystwem Pogoda tego dnia nas nie oszczędzała. Dałbym sobie głowę uciąć... że było ponad 40 stopni Dziewczyny w drodze powrotnej, na bazarze kupiły przyprawy dla siebie i jako prezenty dla bliskich. Trzeba przyznać, że te aromaty mocno wchodziły w nozdrza

Przy odbiorze naszych bagaży, zaczepia nas jeszcze właściciel sklepu i przekształca sie to (nie pierwszy raz w Gruzji), w częstowanie pysznym białym winem domowym oraz rozmowy o życiu. Klienci jakby nigdy nic, robią zakupy a my drinkujemy z właścicielem. Ostatecznie, ponieważ wino nam smakuje, właściciel wysyła kogoś ze swoich do domu, aby przyniósł dla nas jeszcze butelkę na drogę. Na koniec wyściskujemy się serdecznie a nasze humory są w fantastycznym stanie.


Z właścicielem sklepu

Po zakupach, ponownie z dworca autobusowego złapaliśmy taxi do Jaskini Prometeusza, która znajduje się jakieś 30 km od Kutaisi.





Przypomnę, że jechaliśmy w 6 osób jednym samochodem, więc komfort był może niski, ale za to atmosfera fantastyczna!

Wejście do jaskini, mimo zapewnień na forach, jest płatna i kosztuje 7 GEL/os, można również wybrać opcję na końcu trasy przepłynięcia łódką fragmentu jaskini za dodatkowe 7 GEl, jednak my wybraliśmy w pełni opcję pieszą. Na koniec docieramy do miejsca z którego małą kolejką wracamy do startu.



Ostatecznie wracamy taksówką na lotnisko i mimo ustalonej kwoty 30 GEL za przejazd z nami całej trasy, wręczamy taksówkarzowi 40 GEL, ponieważ okazał się niezwykle miłym, troskliwym... po prostu dobrym człowiekiem.

Lot powrotny o 21:10. Na lotnisku konfiskata małego mydła turystycznego, z podejrzeniem że jest to trotyl
W tym kraju nie można się nie zakochać !

Praktyczne informacje:

Warto, o ile to możliwe, wcześniej zakupić bilety kolejowe, ponieważ jest na nie spory popyt. Jeśli będziecie chcieli robić to przez internet, po zarejestrowaniu się na stronie:

http://tickets.railway.ge/login.aspx?lang=en-US

można spróbować kupić bilet. Ja miałem jednak z tym problem, system nie otwierał okna płatności. Poniekąd rozwiązaniem była zmiana proxy przeglądarki na gruzińskie, np. 178.236.54.124 na porcie: 8080. Wówczas okno płatności kartą kredytową pojawiało się, ale i tak nie udało mi sie przejść procesu zapłaty. Jednak z tego co wiem inni nie mieli na tym etapie problemu.

Warto zabrać ze sobą do Gruzji jakieś drobne podarunki. Gruzini sa bardzo serdeczni i gościnni. Warto byłoby odwdzięczyć się choć jakimś małym prezentem, najlepiej z flagą Polski.

Przelot helikopterem z Tbilisi do Mestii, na którego tak wielu Polaków polowało, został do odwołania już dłuższy czas temu zawieszony. A szkoda, bo połączenie niskiej ceny- ok 90 GEL z widokiem gór Kaukazu, na pewno niejednego by zachęcił do takiego szybkiego i ciekawego przemieszczania się.

Jeśli jedziecie taksówką, niech nie zdziwi Was przy dłuższych trasach konieczność zatankowania pojazdu, który co ważne trzeba opuścić na czas napełniania gazem. Wynika
to z tego, że w Gruzji jeździ się na metanie, który u nas ze względu na duże ryzyko łatwopalności, a mówiąc jeszcze bardziej wprost- wybuchowości, jest zakazany do zastosowań w instalacjach samochodowych.

Jeśli byliście w Gruzji i możecie się podzielić swoimi odczuciami lub planujecie się ta wybrać napiszcie coś o tym :)

Więcej relacji na zyciewpodrozy.pl i fb.com/zyciewpodrozy

Mikołaj

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

fromviewof-com 26 czerwca 2015 09:16 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja...Taką przygodę trzeba przeżyć :)